poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Toniki złuszczające - podstawa pielęgnacji

Oto przed Państwem kosmetyczny cud. Tonik złuszczający, wybawiciel cery problematycznej. Chciałam stworzyć serię o pielęgnacji, począwszy od demakijażu i oczyszczania skóry, skończywszy na kremie. Zacznę jednak od toniku, ponieważ, w mojej opinii, jest to kosmetyk, które diametralnie zmienia jakość naszej skóry. Z drugiej zaś strony jest to modny temat ostatnio i być może komuś moja opinia ułatwi decyzję o kupnie takiego produktu.



Tonik złuszczający, jak sam nazwa wskazuję to kosmetyk, który pomaga pozbyć się martwego naskórka, przy okazji codziennej pielęgnacji. Substancją czynną w takim produkcie jest oczywiście kwas, lub mieszanina kwasów. 

Tonik złuszczający Clinique typ 4, dla cery tłustej i trądzikowej - mój ulubieniec od wielu miesięcy. Jest to świetny i wydajny produkt do codziennej pielęgnacji, pozwali utrzymać moją kapryśną cerę w ryzach. Rozjaśnia skórę i blizny, wygładza nierówności, usuwa zaskórniki i goi wypryski. Zawiera 2% kwasu salicylowego. Dla mnie kosmetyczny must have. Należy pamiętać, że jest to produkt oparty o alkohol etylowy, w którym rozpuszcza się kwas BHA, osoby z cerą wrażliwą powinny uważać. Ja mimo, że posiadam cerę naczynkową, bardzo sobie ten produkt chwalę, nie podrażnia on mojej cery, nic mnie nie szczypie, ani nie mam uczucia ściągnięcia po jego użyciu.

FOREVER YOUNG
Tonik Forever Young 5% Kwasu salicylowego - to naprawdę godny polecenia produkt, ale tylko w przypadku cery tłustej i mocno zanieczyszczonej. Kwas salicylowy to zbawienie dla skóry przetłuszczającej się dzięki temu, że rozpuszcza się w tłuszczach jest w stanie zadziałać na takim typie cery, sprzyja procesowi gojenia wyprysków i podrażnień. W tym przypadku, dzięki dużemu stężeniu kwasu, tonik działa bardzo efektywnie, ale może przy tym przesuszać. Co nie zmienia faktu, że gorąco go polecam. Idelanie rozprawia się z wypryskami, odświeża i rozjaśnia skórę.

Gentle Exfoliator Brightening Toner, Tonik-piling złuszczający z Clarins - jest to kosmetyk-legenda, przynajmniej w angielskiej blogosferze. Tonik opart o mieszankę kwasów, kwasu glikolowego, winowego i salicylowego, oraz roślinne ekstrakty. Ma za zadnie złuszczyć i rozświetlić skórę, jednak jego użytkowanie w przypadku cery tłustej nie jest zbyt przyjemne, ponieważ zostawia on na powierzchni skóry lepki film, przez co mam wrażenie, że moja skóra nie oddycha, no i ciężko mi się używa. Nie zauważyłam jakiejś diametralnej różnicy na swojej skórze po jego użyciu, ale zobaczę jak się będzie sprawował w dłuższej perspektywie.

Z całej trójki prezentowanych toników gorąco polecam Tonik Clinique. To mój ulubieniec zeszłego roku, od wielu miesięcy gości w mojej kosmetyczce i nie wyobrażam sibie mojej pielęgnacji bez niego.
Temat kwasów w kosmetykach, to temat rzeka. Post jest więc tylko moja opinią na temat tych produktów, nie należy zapominać o ochronie słonecznej w trakcie użytkowania takich kosmetyków, potencjalnie fotoalergizujących

Do napisania.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Czy jestem perfumowanym snobem?

Uwielbiam perfumy od zawsze. Od kiedy pamiętam, uwielbiałam czytać o zapachach, wąchać i pachnieć. Mam świetny węch, nie jest przechwałka, po prostu natura obdarzyła mnie dobrze rozwiniętym zmysłem powonienia. Co za tym idzie, nie mam problemów z rozróżnianiem zapachów, potrafię wąchać godzinami, zapachy się mi nie mieszają, coraz częściej rozkładam zapachy na poszczególne nuty. Przez wiele lat w swojej bibliotece zapachowej, zgromadziłam mnóstwo zapachów, mam swoje ulubione nuty, ba, mam cały wachlarz ulubionych nut. Od wielu lat podczytuję Wizaż i tamtejsze forum perfumowe. Pamiętam jak do Polski wchodziły perfumerie niszowe, jaka fala przetaczała się przez fora, jakie mody panowały. Sama lubię zapachy niszowe, zwłaszcza w kontekście ostatnio reklamowanych i wypuszczanych perfum, które szalenie rozczarowują. Nie da się ukryć nisza jest nadal synonimem dobrego gustu zapachowego (taki stereotyp). Ja jednak uwielbiam zapachy, nie ograniczam się do jakiejkolwiek grupy perfum, czy to drogeryjnych, czy niszowych. Żaden ze mnie perfumowany snob, raczej kolekcjoner zapachów. Przedstawiam, więc 3 zapachy z niższej półki, które według mnie są godne uwagi.


Avon Pur Blanca - to jeden z pierwszych zapachów Avon, które było dane mi testować. Zapach białych kwiatów, początkowo gryzący w nos, po chwili mięknie, wysładza się, a później rozmydla, w szalenie urzekający sposób. Kojarzy mi się z wiosną i latem, z bukietem białego kwiecia, podsypanym luksusowym pudrem do ciała. 

Pret-a-Porter Coty - ten zapach to czyste wspomnienia, przewija się mojej pamięci od najmłodszych lat. Używały go moje ciotki, pamiętam reklamy telewizyjne tych perfum z lat dziewięćdziesiątych. Charakterystyczny cytrusowo-kwiatowy zapach. Na początku czuć w nim cytrusy, jednak nie jest to jakaś wybitnie owocowa nuta, raczej taki powiew świeżości z przewagą grejpfruta. Sam zapach nie jest wybitny, to raczej przeciętniak, ale w moim przypadku budzi wspomnienia. Trwałość średnia, lepiej trzyma się ubrań niż skóry, na skórze gorzknieje, wychodzi z niego goryczkowa nuta skórki z cytrusów.

Cerruti Image - według mnie piękny, czysty, leśny zapach. Trochę męski, orzeźwiający, z wyraźną omszałą nutą. Zapach, który dla odmiany wcale nie jest kwiatowy, przez co wydaje mi się bardzo elegancki. Wdług mnie jeden z ciekawszych świeżych zapachów. Trwałość bardzo dobra.

Do napisania.

Ulubieńcy lutego i marca 2014

Najtrudniejsza w blogowaniu, w moim przypadku, jest regularność. Pomysłów jest sporo, gorzej z ich realizacją. Wracając do tematu dzisiejszego posta, chciałabym pokazać ulubieńców ostatnich dwóch miesięcy. Gwoli wyjaśnienia, dla mnie były to produkty nowe, które na tyle mi się spodobały, że dołączyły do codziennych rytuałów pielęgnacyjnych i makijażowych.



Take The Day Of Clinique Balsam do demakijażu - kolejny udany produkt firmy Clinique, bardzo popularny ostatnio. Kosmetyk ma postać gęstego masła, które roztapia się na skórze i zmienia się w olejek. Jest bezzapachowy, wydajny i dokładnie zmywa makijaż. Używam go do podwójnego oczyszczania twarzy, jako krok pierwszy, później używam mleczka lub delikatnego żelu. Często wykonuję też masaż twarzy przy demakijażu, żeby dokładnie oczyścić twarz ( zwłaszcza, że używam wysokich filtrów i silikonowych podkładów/kremów bb). Poza tym często używam ręczników/ściereczek z mikrofibry do ściągania tego balsamu z twarzy (sposób polecany przez Carloline Hirons, polecam jej bloga), bardzo relaksujący rytuał.

Żel hialuronowy Soraya - nazwa tego kosmetyku to: Hialuronowy Mikrozastrzyk, trochę słabo, ale cóż. Jest to gęsty kwas hialuronowy z konserwantami. Ośmielę się to nazwać polskim odpowiednikiem Hydraluronu (Hydraluron Moisture Booster Indeed Labs), który nie posiada w swym składzie antyoksydantu (Hydraluron posiada ekstrakt z czerwonych alg). Oh well. Da się to przeżyć, można nałożyć na twarz krem z antyoksydantami. Wracając do żelu, robi to co ma robić żel hialuronowy, łapie wilgoć, jeśli nałoży się go na wilgotną skórę, np. spryskaną wodą termalną. Poza tym nie roluje się, co nieustannie czyni mi Kwiatowy żel hialuronowy z BU. 

Mleczko pilęgnacyjne do ciała HIPP - to mój ulubieniec od lat. Wracam do niego, kiedy moja skóra jest przesuszona i łuszcząca, a taka jest zimą i w czasie napadu alergii. Genialnie nawilża i szybka się wchłania, skóra po jego użyciu jest ukojona, nie swędzi, znika 'rybia łuska', posiada subtelny, pudrowo-kwiatowy zapach, dość długo wyczuwalny na skórze. Nie uczula, poza tym jest wydajne i tanie.

Puder Bourjois Healthy Balance - puder prasowany w kolorze 51 Vanille. Kolor jest dość jasny, a na twarzy zupełnie transparentny. Puder jest bardzo dobrze zmielony, idealnie stapia się ze skórą i utrwala makijaż. Nie tworzy na twarzy płaskiego matu, przez co twarz nie sprawia wrażenia ciężkiej maski. Ślicznie pachnie morelami. Jest zapakowany w poręczne pudełeczko, które można zabrać ze sobą wszędzie (wielka zaleta pudrów prasowanych).


Nawilżający róż do policzków Sephora nr 10 Romantic Rose - kupiłam z czystej ciekawości, ponieważ chciałam odświeżyć swój makijaż. Kolor to taki dziewczęcy róż, odrobinę różany. Nadaje twarzy świeżości, rozpromienia. Według mnie jest to taki neutralny kolor, ani za ciepły, ani za zimny, pasujący większości. Trwałość bez zarzutu, na mojej tłustej cerze trzyma się 6 godzin, po tym czasie muszę go aplikować ponownie (zaznaczam, że mam tendencję do dotykania twarzy). Jest bezdrobinkowy, choć w świetle można dostrzec lekką satynę, jednak na twarzy to absolutny mat.

Dr. G Gowoonsesang Brightening Balm Super Light - koreański krem bb, brat popularnego w 'internetach' kremu, w zdecydowanie jaśniejszym odcieniu, bez ziemistych tonów. Dla mnie to średnio kryjący podkład, wzbogacony o wysoki filtr i składniki pielęgnacyjne, których jest bardzo dużo w tym kremie. Ładnie kryje, nawilża, daje satynowe wykończenie. Poświęcę mu oddzielny post, bo jest to ciekawy produkt.
W tych miesiącach królowały kwiatowe zapachy. Oraz testy. Wieeeele testów, jednak były to w większości testy zapachów orientalnych, począwszy od Isparty, Perfumerie Generale, która miała swoją niedawną premierę, i która kusiła mnie od dłuższego czasu. Isparta jest piękna. Dymna róża, podbita szyprem, damsko-męski orientalny miks, który niepodobny jest do niczego co do tej pory wąchałam. Poza tym jest nieziemsko trwały.
Kolejne testowane perfumy to było Alkemi, Laboratorio Olfattivo. To coś w moim stylu, od początku do końca. Drewno i przyprawy, z dodatkiem Ylang Ylang i paczuli, początek to bardzo żywiczne nuty powoli przechodzące w miękką wanilię z przyprawami, wraz z moją ukochaną paczulą. Coś pięknego :)
Poza tym testowałam też kilka zapachów Serge'a Lutensa, Diptyque i Phaedon. Tutaj też mam kilku faworytów, ale wymagają jeszcze głębszego przetestowania.

Ulubionym zapachem w tych miesiącach to było Chloe Chloe EDP. Początkowo, kiedy testowałam ten zapach, strasznie mnie irytował, wyłaziła z niego kwaśna nuta, której nie lubię w perfumach, jednak w miarę użytkowania Chloe wgryza się w skórę i pięknie z nią współpracuje. Zapach pięknie się rozwija w cieplejszych miesiącach, cudownie pachnie delikatnymi, białymi kwiatami.
Drugim zapachem używanym przeze mnie dość często w ostatnich miesiącach były Molecule 01 Escentric Molecules. Cóż mogę powiedzieć, skusiłam się na niego po wielu testach. Zapach dziwadło. Dla mnie pachnie drewnem ze szczyptą czegoś cytrusowego, dla mojego chłopaka jest to zapach czegoś nienaturalnego, jakby sztucznego tworzywa, aczkolwiek nadal jest to zapach przyjemny. Czasem się rozwija, układa się miękko na skórze, odrobinę się osładzając, trochę jakby żywicznie. Czasem wogóle się nie rozwija, układa się na ubraniach, szalikach, tak jakby poza mną. Czy działa na facetów, czy są to feromony? Według mnie nie. Jest to zapach jak najbardziej ładny i ciekawy. Może właśnie przez tę ciekawość i oryginalność ludzie zwracają na niego uwagę.

To by było na tyle. Do napisania.