Najtrudniejsza w blogowaniu, w moim przypadku, jest regularność. Pomysłów jest sporo, gorzej z ich realizacją. Wracając do tematu dzisiejszego posta, chciałabym pokazać ulubieńców ostatnich dwóch miesięcy. Gwoli wyjaśnienia, dla mnie były to produkty nowe, które na tyle mi się spodobały, że dołączyły do codziennych rytuałów pielęgnacyjnych i makijażowych.
Take The Day Of Clinique Balsam do demakijażu - kolejny udany produkt firmy Clinique, bardzo popularny ostatnio. Kosmetyk ma postać gęstego masła, które roztapia się na skórze i zmienia się w olejek. Jest bezzapachowy, wydajny i dokładnie zmywa makijaż. Używam go do podwójnego oczyszczania twarzy, jako krok pierwszy, później używam mleczka lub delikatnego żelu. Często wykonuję też masaż twarzy przy demakijażu, żeby dokładnie oczyścić twarz ( zwłaszcza, że używam wysokich filtrów i silikonowych podkładów/kremów bb). Poza tym często używam ręczników/ściereczek z mikrofibry do ściągania tego balsamu z twarzy (sposób polecany przez Carloline Hirons, polecam jej bloga), bardzo relaksujący rytuał.
Żel hialuronowy Soraya - nazwa tego kosmetyku to: Hialuronowy Mikrozastrzyk, trochę słabo, ale cóż. Jest to gęsty kwas hialuronowy z konserwantami. Ośmielę się to nazwać polskim odpowiednikiem Hydraluronu (Hydraluron Moisture Booster Indeed Labs), który nie posiada w swym składzie antyoksydantu (Hydraluron posiada ekstrakt z czerwonych alg). Oh well. Da się to przeżyć, można nałożyć na twarz krem z antyoksydantami. Wracając do żelu, robi to co ma robić żel hialuronowy, łapie wilgoć, jeśli nałoży się go na wilgotną skórę, np. spryskaną wodą termalną. Poza tym nie roluje się, co nieustannie czyni mi Kwiatowy żel hialuronowy z BU.
Mleczko pilęgnacyjne do ciała HIPP - to mój ulubieniec od lat. Wracam do niego, kiedy moja skóra jest przesuszona i łuszcząca, a taka jest zimą i w czasie napadu alergii. Genialnie nawilża i szybka się wchłania, skóra po jego użyciu jest ukojona, nie swędzi, znika 'rybia łuska', posiada subtelny, pudrowo-kwiatowy zapach, dość długo wyczuwalny na skórze. Nie uczula, poza tym jest wydajne i tanie.
Take The Day Of Clinique Balsam do demakijażu - kolejny udany produkt firmy Clinique, bardzo popularny ostatnio. Kosmetyk ma postać gęstego masła, które roztapia się na skórze i zmienia się w olejek. Jest bezzapachowy, wydajny i dokładnie zmywa makijaż. Używam go do podwójnego oczyszczania twarzy, jako krok pierwszy, później używam mleczka lub delikatnego żelu. Często wykonuję też masaż twarzy przy demakijażu, żeby dokładnie oczyścić twarz ( zwłaszcza, że używam wysokich filtrów i silikonowych podkładów/kremów bb). Poza tym często używam ręczników/ściereczek z mikrofibry do ściągania tego balsamu z twarzy (sposób polecany przez Carloline Hirons, polecam jej bloga), bardzo relaksujący rytuał.
Żel hialuronowy Soraya - nazwa tego kosmetyku to: Hialuronowy Mikrozastrzyk, trochę słabo, ale cóż. Jest to gęsty kwas hialuronowy z konserwantami. Ośmielę się to nazwać polskim odpowiednikiem Hydraluronu (Hydraluron Moisture Booster Indeed Labs), który nie posiada w swym składzie antyoksydantu (Hydraluron posiada ekstrakt z czerwonych alg). Oh well. Da się to przeżyć, można nałożyć na twarz krem z antyoksydantami. Wracając do żelu, robi to co ma robić żel hialuronowy, łapie wilgoć, jeśli nałoży się go na wilgotną skórę, np. spryskaną wodą termalną. Poza tym nie roluje się, co nieustannie czyni mi Kwiatowy żel hialuronowy z BU.
Mleczko pilęgnacyjne do ciała HIPP - to mój ulubieniec od lat. Wracam do niego, kiedy moja skóra jest przesuszona i łuszcząca, a taka jest zimą i w czasie napadu alergii. Genialnie nawilża i szybka się wchłania, skóra po jego użyciu jest ukojona, nie swędzi, znika 'rybia łuska', posiada subtelny, pudrowo-kwiatowy zapach, dość długo wyczuwalny na skórze. Nie uczula, poza tym jest wydajne i tanie.
Puder Bourjois Healthy Balance - puder prasowany w kolorze 51 Vanille. Kolor jest dość jasny, a na twarzy zupełnie transparentny. Puder jest bardzo dobrze zmielony, idealnie stapia się ze skórą i utrwala makijaż. Nie tworzy na twarzy płaskiego matu, przez co twarz nie sprawia wrażenia ciężkiej maski. Ślicznie pachnie morelami. Jest zapakowany w poręczne pudełeczko, które można zabrać ze sobą wszędzie (wielka zaleta pudrów prasowanych).
Nawilżający róż do policzków Sephora nr 10 Romantic Rose - kupiłam z czystej ciekawości, ponieważ chciałam odświeżyć swój makijaż. Kolor to taki dziewczęcy róż, odrobinę różany. Nadaje twarzy świeżości, rozpromienia. Według mnie jest to taki neutralny kolor, ani za ciepły, ani za zimny, pasujący większości. Trwałość bez zarzutu, na mojej tłustej cerze trzyma się 6 godzin, po tym czasie muszę go aplikować ponownie (zaznaczam, że mam tendencję do dotykania twarzy). Jest bezdrobinkowy, choć w świetle można dostrzec lekką satynę, jednak na twarzy to absolutny mat.
Dr. G Gowoonsesang Brightening Balm Super Light - koreański krem bb, brat popularnego w 'internetach' kremu, w zdecydowanie jaśniejszym odcieniu, bez ziemistych tonów. Dla mnie to średnio kryjący podkład, wzbogacony o wysoki filtr i składniki pielęgnacyjne, których jest bardzo dużo w tym kremie. Ładnie kryje, nawilża, daje satynowe wykończenie. Poświęcę mu oddzielny post, bo jest to ciekawy produkt.
W tych miesiącach królowały kwiatowe zapachy. Oraz testy. Wieeeele testów, jednak były to w większości testy zapachów orientalnych, począwszy od Isparty, Perfumerie Generale, która miała swoją niedawną premierę, i która kusiła mnie od dłuższego czasu. Isparta jest piękna. Dymna róża, podbita szyprem, damsko-męski orientalny miks, który niepodobny jest do niczego co do tej pory wąchałam. Poza tym jest nieziemsko trwały.
Kolejne testowane perfumy to było Alkemi, Laboratorio Olfattivo. To coś w moim stylu, od początku do końca. Drewno i przyprawy, z dodatkiem Ylang Ylang i paczuli, początek to bardzo żywiczne nuty powoli przechodzące w miękką wanilię z przyprawami, wraz z moją ukochaną paczulą. Coś pięknego :)
Poza tym testowałam też kilka zapachów Serge'a Lutensa, Diptyque i Phaedon. Tutaj też mam kilku faworytów, ale wymagają jeszcze głębszego przetestowania.
Kolejne testowane perfumy to było Alkemi, Laboratorio Olfattivo. To coś w moim stylu, od początku do końca. Drewno i przyprawy, z dodatkiem Ylang Ylang i paczuli, początek to bardzo żywiczne nuty powoli przechodzące w miękką wanilię z przyprawami, wraz z moją ukochaną paczulą. Coś pięknego :)
Poza tym testowałam też kilka zapachów Serge'a Lutensa, Diptyque i Phaedon. Tutaj też mam kilku faworytów, ale wymagają jeszcze głębszego przetestowania.
Ulubionym zapachem w tych miesiącach to było Chloe Chloe EDP. Początkowo, kiedy testowałam ten zapach, strasznie mnie irytował, wyłaziła z niego kwaśna nuta, której nie lubię w perfumach, jednak w miarę użytkowania Chloe wgryza się w skórę i pięknie z nią współpracuje. Zapach pięknie się rozwija w cieplejszych miesiącach, cudownie pachnie delikatnymi, białymi kwiatami.
Drugim zapachem używanym przeze mnie dość często w ostatnich miesiącach były Molecule 01 Escentric Molecules. Cóż mogę powiedzieć, skusiłam się na niego po wielu testach. Zapach dziwadło. Dla mnie pachnie drewnem ze szczyptą czegoś cytrusowego, dla mojego chłopaka jest to zapach czegoś nienaturalnego, jakby sztucznego tworzywa, aczkolwiek nadal jest to zapach przyjemny. Czasem się rozwija, układa się miękko na skórze, odrobinę się osładzając, trochę jakby żywicznie. Czasem wogóle się nie rozwija, układa się na ubraniach, szalikach, tak jakby poza mną. Czy działa na facetów, czy są to feromony? Według mnie nie. Jest to zapach jak najbardziej ładny i ciekawy. Może właśnie przez tę ciekawość i oryginalność ludzie zwracają na niego uwagę.
To by było na tyle. Do napisania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz